POLSKI CUKIER START LUBLIN
oficjalna strona klubu Orlen Basket Ligi

Pierwsza rozmowa z Liamem O'Reilly'm

Poznajcie lepiej naszego nowego zawodnika, z którym porozmawialiśmy, m.in. o podobieństwie do hollywoodzkiej gwiazdy, bliskich relacjach z rodziną i pozytywnym podejściu do życia. Zachęcamy do lektury!

Kiedy opublikowaliśmy w mediach społecznościowych twoje zdjęcie przy fontannie na Placu Litewskim w Lublinie, jeden z kibiców zapytał w komentarzu, dlaczego zakontraktowaliśmy Matta Damona. Słyszałeś już wcześniej, że jesteś podobny do tego aktora?
Tak, słyszę to regularnie. Po raz pierwszy ktoś mnie porównał do Damona kiedy dorastałem, ale zdecydowanie zdarza się to częściej, odkąd stałem się dorosły.

Poza amerykańskim obywatelstwem chyba nic was nie łączy?
Raczej nie. Pochodzę z Teksasu, a Matt Damon jest, o ile dobrze pamiętam, z Massachusetts. To bardzo dobry aktor, który zagrał w wielu kasowych filmach. Mniej więcej na tym się kończy moja wiedza na jego temat.

Masz swoją ulubioną rolę Damona?
Seria filmów, w których grał Jasona Bourne'a, była bardzo fajna, więc pewnie postawiłbym na to.

I w nadchodzącym sezonie zamierzasz oddawać tak celne strzały, jak Jason Bourne?
Jasne, nie widzę innej możliwości.

Urodziłeś się w USA, ale masz irlandzkie korzenie?
Zgadza się, rodzina mojego taty pochodziła z Irlandii i kilka pokoleń wstecz przeniosła się do Stanów Zjednoczonych. Mam więc typowo irlandzkie nazwisko, ale nigdy nie byłem w kraju moich przodków, choć na pewno się tam wybiorę. Co roku świętujemy w rodzinnym domu Dzień Świętego Patryka i pamiętamy o kilku innych elementach tradycji. Staram się ponadto o wyrobienie paszportu, żebym mógł występować w reprezentacji Irlandii.

Jak dotąd co roku grałeś w innej europejskiej lidze. Taki był twój plan od początku kariery na Starym Kontynencie, by dzięki koszykówce poznawać nowe państwa?
Niekoniecznie, tak po prostu wyszło. Przede mną występy w siódmym kraju, odkąd w 2018 roku pojawiłem się na Słowacji. Później grałem na Cyprze, w Niemczech, na Litwie, w Szwecji i na Węgrzech. Bardzo lubię podróżować, poznawać nowe kultury i rozwijać się nie tylko jako sportowiec, ale także człowiek. Nie wykluczam jednak, że pozostanę gdzieś na dłużej.

Jako osoba pochodząca z gorącego Teksasu przeżyłeś szok w zderzeniu z europejskimi zimami? Pisałeś o tym w przeszłości na Instagramie.
Rzeczywiście, bywało ciężko (śmiech). Szczególnie na Litwie i w Szwecji. Po grze w tych krajach można powiedzieć, że jestem gotowy na wszystko. Dopóki mieszkałem jeszcze w Teksasie, widziałem śnieg kilka razy w życiu. Nieco częściej zdarzało się to gdy studiowałem w Karolinie Północnej. W Europie doświadczyłem srogich zim, ale mam nadzieję, że w Polsce nie będzie pod tym względem szczególnie ekstremalnie.

Ogólnie sprawiasz wrażenie człowieka bardzo pozytywnie nastawionego do życia. Wydaje się, że uśmiech znika z twojej twarzy niezwykle rzadko?
Staram się mieć zawsze dobre podejście. Zarabianie na życie dzięki grze w koszykówkę to duży przywilej. Poza tym mam wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy bardzo mnie wspierają. Mam tu na myśli moją dziewczynę i wszystkich bliskich. W moim rodzinnym domu zawsze panowała optymistyczna atmosfera, więc zabieram ze sobą to pozytywne nastawienie do świata i ludzi, gdziekolwiek pojadę.

Wspomniałeś o swojej dziewczynie. Zawsze towarzyszy ci w podróżach do nowych państw?
Od trzech lat nie ruszam się nigdzie bez Alexandrii, a także naszego maltańczyka, który wabi się Jasmine. Moja dziewczyna jest dla mnie wielkim wsparciem i pomaga mi radzić sobie z wieloma rzeczami. 

W mediach społecznościowych często używasz hasztagu #FOE. Co oznacza ten skrót?
Family Over Everything (Rodzina Ponad Wszystko). To hasło towarzyszy mi zawsze i wszędzie. Wszyscy w rodzinie jesteśmy ze sobą bardzo zżyci. Mam starszą siostrę i trzech braci, z czego tylko jeden jest młodszy ode mnie. Mocno trzymamy się razem. Siostra jest najstarsza, więc to ona jest szefem całego rodzeństwa (śmiech).

Przejdźmy do koszykówki. Trafiłeś do naszego klubu jako strzelec, ale potrafisz także umiejętnie dzielić się piłką. W sparingu z MKS Dąbrowa Górnicza zanotowałeś dziewięć asyst. Nie ma dla ciebie znaczenia, czy grasz jako "jedynka", czy rzucający?
Zawsze po prostu robię to, czego potrzebują ode mnie drużyna i trener. Dorastając, występowałem głównie na pozycji strzelca, ale zawsze starałem się urozmaicić wachlarz swoich umiejętności. Uważam, że dobrze panuję nad piłką i potrafię rozgrywać, choć jestem znany przede wszystkim z rzutów. Wszystko zależy od potrzeby danej chwili. Różne elementy gry sprawiają mi satysfakcję, a liczy się przede wszystkim dobro zespołu.

W Internecie często pojawiają się o tobie opinie, że jesteś bardzo pracowitym zawodnikiem. Też się tak postrzegasz? Czy w swoim odczuciu dotarłeś do momentu, w którym jesteś tylko dzięki ciężkiej pracy, czy talent też miał duże znaczenie?
Zaczęło się od talentu. Od małego potrafiłem bardzo dobrze panować nad piłką. Moja koordynacja ruchowa również nie należała do przeciętnych. Dorastając, próbowałem swoich sił w różnych dyscyplinach. Pływałem, grałem w futbol amerykański i piłkę nożną. Sport towarzyszył mi od zawsze. Dzięki naturalnym predyspozycjom i określonej etyce pracy znalazłem się w miejscu, w którym utrzymuje się z gry w koszykówkę.

I to właśnie ta dyscyplina była ci od zawsze najbardziej bliska?
Początkowo był to futbol amerykański, który jest na bardzo zaawansowanym poziomie w Teksasie. Później jednak zakochałem się w koszykówce. 

W poprzednim sezonie rywalizowałeś przeciwko Jabrilowi Durhamowi w lidze węgierskiej. Podobno mecze, w których był twoim przeciwnikiem, nie należały do łatwych i przyjemnych?
Zdecydowanie nie. To zawsze były bardzo trudne spotkania. Od razu zapamiętałem go jako wymagającego rywala, świetnego obrońcę, dobrego lidera i twardo grającego zawodnika. Kiedy zobaczyłem, że jest w składzie lubelskiego zespołu na nadchodzący sezon, od razu stwierdziłem, że współpraca z Jabrilem będzie ciekawym doświadczeniem. Znacznie lepiej jest grać z nim w jednym zespole, niż przeciwko niemu (śmiech).

Szybko złapaliście wspólny język?
Tak. Obaj jesteśmy z Teksasu i mamy wiele wspólnego, jeśli chodzi o życiowe przeżycia. Zarówno Jabril, jak i ja często czuliśmy się underdogami.

Po tylu latach zawodowej gry w koszykówkę to się chyba zmieniło?
To kwestia mentalności i określonego podejścia. Nie chodzi o to, że czuję potrzebę, by coś komuś udowadniać, bo tak nie jest. Po prostu wiem, że każdego dnia chcę stawać się coraz lepszym. To bardzo ważne dla sportowców, by zawsze odczuwać potrzebę kolejnych wyzwań i podnoszenia sobie poprzeczki, wyznaczania kolejnych celów.

Zaczęliśmy naszą rozmowę od Matta Damona, więc skończmy również nietypowo - na elemencie garderoby. Czy zawsze grasz z nałożonym rękawem koszykarskim?
Wydaje mi się, że to może trwać już niemal dekadę. Kiedyś spodobało mi się, jak w tym wyglądam i tak już zostało. Zawsze nakładam rękaw na lewą rękę. Co ciekawe, większość osób używa go na ręce, którą oddaje rzut, czyli w moim przypadku byłaby to prawa. Jednak gdy tego spróbowałem, czułem dyskomfort. Znacznie lepiej czuje się z rękawem po lewej stronie.

Zobacz pozostałe aktualności

Wyróżenienie dla Jabrila
30.04.2024

Nasz zawodnik na podium

Zdjęcia z ostatniego meczu sezonu
29.04.2024

Zobaczcie fotogalerię

Komentarze po starciu z Legią (wideo)
28.04.2024

Zobaczcie nagranie z konferencji prasowej

Pożegnaliśmy emocjonujący sezon
27.04.2024

Przegrywamy w ostatnim meczu z Legią Warszawa

Partner Główny Partner Strategiczny Sponsor Tytularny Sponsor Tytularny Sponsor Strategiczny

Nasi partnerzy